Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Irena i Daniel nie chcą wracać na Ukrainę. Ich nowym domem są Suwałki. Poznajcie ich historię

Anna Gryza - Aneszko
Anna Gryza - Aneszko
Jej ukraińskie życie skończyło się osiem miesięcy temu, wraz z wybuchem wojny. Z jedną walizką wyruszyła po lepsze życie dla siebie i syna. Spokój i bezpieczeństwo odnalazła w województwie podlaskim.

- Nie chciałam, by mój syn patrzył na dramat Ukrainy. Zabrałam dziecko i wyjechaliśmy – wspomina ze smutkiem w oczach Irena Linichenko z okolic Kijowa. – Na nasz nowy dom wybraliśmy Suwałki

Nie wie, czy wszyscy żyją...

Irena samotnie wychowuje czteroletniego synka, Daniela. W okolicach Kijowa mieszkała ze swoim ojcem. Była na urlopie wychowawczym, więc miała czas, by zająć się i dzieckiem, i domem.

– Żyliśmy całkiem zwyczajnie. Danielek chodził do przedszkola, bawił się z dziećmi – opowiada. – Synek bardzo lubi śpiewać piosenki, malować. Jest bardzo towarzyski i miał swoich ulubionych kolegów. Nie wiem, czy wszyscy żyją... – urywa.

Pierwsze dni wojny słabo pamięta, bo – jak większość Ukraińców – była w szoku. Wybuchła panika, ludzie nie wiedzieli co robić. Ona czuła tylko jedno – musi ratować syna. Nie miała zagranicą żadnej rodziny. Przed narodzinami dziecka była jednak kilka razy w Polsce, przyjeżdżała na zarobek. Wtedy też po raz pierwszy trafiła do Suwałk.

– Kilka lat temu pracowałam w Suwałkach – przyznaje. – Ogrom życzliwości, jakiej tu wtedy zaznałam, pozwolił mi wierzyć, że również teraz, gdy Ukraina pogrążona jest w wojnie, ktoś mi w tym mieście pomoże. Kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę, bardzo szybko podjęłam decyzję, że jadę właśnie na Suwalszczyznę – podkreśla. – Najgorsze, że mój tata, a ukochany dziadek Danielka, uparł się, że zostaje w Kijowie. Jest już starszym człowiekiem, do walki na froncie się nie nadaje, ale powiedział, że swojej ojczyzny nigdy nie opuści. Mi jednak kazał ratować wnuka – ze łzami w oczach wspomina ostatnią rozmowę z ojcem.

Irena nie miała wyboru. Bombardowanie, huk, ostrzały, noce spędzone w schronie i ogromny strach dziecka utwierdziły ją w decyzji, że trzeba ruszać w drogę. Spakowała się w jedną walizkę, wrzuciła do niej tylko najpotrzebniejsze rzeczy i wyjechała w nieznane .

Kobiety płakały, dzieci krzyczały

Droga do Suwałk była długa i męcząca. Choć czteroletni Daniel był bardzo grzeczny, to jednak czuł się zmęczony jak nigdy wcześniej.

– Do granicy dojechaliśmy autobusem. To była ciężka podróż, kobiety płakały, dzieci krzyczały, bo biedne nie wiedziały co się dzieje. Dramat! – wspomina Irena. – Ale gdy już dotarliśmy na polską granicę, to tak pięknie się nami zajęli... Dali jeść, dali ubrania, Danielek dostał nawet zabawki i słodycze, więc w końcu na jego buzi pojawił się uśmiech. Wtedy poczułam, że podjęłam dobrą decyzję.

Pierwszy przystanek mieli w Warszawie. Tam Ireną i jej dzieckiem zaopiekowali się wolontariusze. Gdy się dowiedzieli, że ukraińska rodzina chce jechać do Suwałk, pomogli w zorganizowaniu kolejnego etapu podróży.

Mały pokoik to ich ostoja

W Suwałkach na Irenę i jej synka czekała znajoma, z którą kiedyś razem pracowały. Załatwiła im pokój w mieszkaniu na suwalskim Osiedlu Północ. Teraz, po siedmiu miesiącach spędzonych w Suwałkach, Ukrainka nie może się nachwalić dobroci, jaką otrzymuje od mieszkańców miasta.

– To anioły, a nie ludzie – podkreśla z uśmiechem. – Od razu dostałam pomoc przy Danielku, bo był bardzo zmęczony. Czekały na niego zabawki, słodycze. Może to wydawać się błahe, ale dziecku, które przeżyło dramat wojenny, każdy uśmiech, każdy życzliwy gest, każdy upominek daje poczucie, że jest bezpieczny – podkreśla z wdzięcznością .

A. Gryza - Aneszko

Mały pokój w suwalskim mieszkaniu stał się ich nowym domem.

– Nie potrzebujemy wiele. Ten pokój to nasza ostoja, w której czujemy się bezpiecznie – zaznacza kobieta. – Odzyskaliśmy spokój, równowagę. Daniel dobrze się tu czuje.

Chłopiec bardzo szybko odnalazł się w nowej rzeczywistości. Mama zapisała go do przedszkola i zabawy z rówieśnikami sprawiły, że zapomniał o wojnie.

– Danielek w przedszkolu radzi sobie znakomicie. Maluje, bawi się. Dzieci są przekochane, przyjęły go do grupy, i już stał się jednym z nich. Rodzice dzieciaków także są dla nas bardzo życzliwi – uśmiecha się z wdzięcznością Irena. – Tu, w Suwałkach, mój synek się uspokoił, wyciszył, zapomniał o tym, co widział w Ukrainie. Kiedy pytam, czy tęskni za dziadkiem, kuzynami, ciociami, odpowiada, że tak. Tylko od razu pojawia mu się ten strach w oczach i po cichutku prosi, żeby tam nie jechać. Mówi, że dziadzio ma przyjechać do niego, do Polski – opowiada.

Nie chce wracać na Ukrainę

Strach wraca też w momencie, kiedy Danielek słyszy przelatujący helikopter czy drona. Ucieka wtedy w ramiona mamy.

– Od razu panikuje i płacze. Muszę go wtedy przytulić, uspokoić, wytłumaczyć i obiecać, że nic mu nie grozi.
Irena nie wyobraża sobie powrotu na Ukrainę. – Tam wszyscy żyją w ogromnym strachu – wyjaśnia. – Wiem to, bo często dzwonię do taty, kuzynek, przyjaciół, którzy tam zostali... Kobiety wyjeżdżają, szukając sobie i dzieciom bezpiecznej przystani, a mężczyźni walczą. To dramat, co tam się dzieje. Przez telefon nikt nie chce o tym rozmawiać... – urywa. – Tato pokazywał mi na kamerce w telefonie jak wygląda nasza okolica. Serce pęka, ile zniszczeń... Zburzone bloki... To nie do opisania, co tam się dzieje. Ludzie giną...– urywa wycierając łzy.

Jej bliscy nie chcą rozmawiać o wojnie, za to chętnie słuchają opowieści o jej suwalskim życiu

– O wszystko dopytują! – uśmiecha się Ukrainka. – Opowiadam im o osiągnięciach synka w przedszkolu i że już biegle mówi po polsku. Mały powoli zapomina ukraińskiego. Przyjechaliśmy tu w marcu i te siedem miesięcy zrobiło swoje. Ale o naszej ojczyźnie ciągle mu opowiadam i będę uczyć naszej kultury – podkreśla.

Irena w tej chwili nie pracuje. Jak mówi, pracy w Suwałkach jest dużo, ale zazwyczaj wymagana jest dyspozycyjność na dwie zmiany, a ona przy dziecku nie może sobie pozwolić na pracę wieczorami czy w nocy. Szuka więc zajęcia, które będzie mogła wykonywać w dzień, kiedy Daniel jest w przedszkolu.

– Utrzymujemy się z 500 plus. To mało pieniążków, ale pomaga nam pan, u którego mieszkamy – podkreśla z wdzięcznością. – Dostajemy też ubrania od dobrych ludzi. Synkowi nic nie brakuje – ma zabawki, kredki, książeczki, dostał rower. Mamy wszystko, czego nam potrzeba – zapewnia.

Regularnie spotyka się z innymi, mieszkającymi w Suwałkach Ukrainkami. Wymieniają się doświadczeniami, rozmawiają o pracy, o zajęciach dodatkowych dla dzieci.

– Wszystkie jesteśmy wam, Polakom, bardzo wdzięczne – podkreśla. – Wiedziałyśmy, że w Polsce otrzymamy pomoc, ale żadna z nas nie oczekiwała takiej skali wsparcia. To, jak Suwałki przyjęły nas, uchodźców, nie da się opisać słowami. Bo to ogrom pomocy, ogrom przychylności. Jesteście aniołami, nie ludźmi – podkreśla wzruszona kobieta.

Irena nie ukrywa, że codziennie – słuchając medialnych doniesień o wydarzeniach w jej ojczyźnie – płacze. Boi się o swoich bliskich, znajomych, rodaków. Ma nadzieje, że Ukraina zwycięży, ale coraz mniej w niej pewności, że uda jej się wrócić do swojego kraju.

– Tam wszystko zburzone, zbombardowane.. Do czego ja tam wrócę? Gdzie mój syn będzie chodził do szkoły, jak Rosja nie oszczędza nawet budynków oświatowych? Oni chcą nas zrównać z ziemią – kiwa głową. – Oczywiście, że tęsknię za Ukrainą, za moim dawnym życiem, ale w chwili obecnej to Suwałki są moim domem...

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Irena i Daniel nie chcą wracać na Ukrainę. Ich nowym domem są Suwałki. Poznajcie ich historię - Suwałki Nasze Miasto

Wróć na augustow.naszemiasto.pl Nasze Miasto