Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Żyją tam, gdzie słońce zachodzi kolorami lawendy

Helena Wysocka
Helena Wysocka
Archiwum prywatne
Gdy sąsiadom w Świderku, niewielkiej wsi pod Augustowem, opowiadali, że chcą uprawiać lawendę, ci tylko kręcili głowami. A niektórzy wręcz pytali: po co wam to? Dziś wszyscy – miejscowi i goście zachwycają się urodą i zapachem roślin. A właściciele Lawendowego Stawu są pewni, że wygrali szczęśliwy los na loterii życia.

To miejsce, które spaja wszystkie nasze pasje – tłumaczą Magdalena i Gustaw Pansegrouw. – Mały raj na ziemi, gdzie mamy plantację lawendy i przydomowe laboratorium, w którym tworzymy naturalne produkty do pielęgnacji skóry.
Miejsce gdzie nowożeńcy na łanach lawendy robią sobie pamiątkowe sesje, a turyści zatrzymują się i proszą o niewielkie, fioletowe i aromatyczne bukieciki.
– Po wakacjach będziemy prowadzić warsztaty – zapowiadają Pansegrouwowie. – Chcemy promować naturalne kosmetyki. Pokazać, że domowym sposobem można stworzyć cuda.

Skoczyli na głęboką wodę

Gustaw Pansegrouw uważa, że naturę i podróże ma wpisane w DNA. Pochodzi z Republiki Południowej Afryki i od wczesnego dzieciństwa jeździł z rodzicami po tamtejszych rezerwatach przyrody, obserwował ptaki, zwierzęta i poznawał rośliny oraz ich dobroczynne właściwości.
– Jako nastolatek przypadkowo trafiłem do sklepu, w którym sprzedawane były ręcznie wytwarzane świece oraz mydła – wspomina. – Właśnie wtedy subtelny aromat olejków eterycznych i wosku urzekły mnie, zadomowiły się w moim sercu na stałe. Zacząłem interesować się tym, a jednocześnie tęsknić za podróżami, poznawaniem nowych miejsc, kultur i bogactw naturalnych.
Uważa, że nie bez znaczenia dla tego czym aktualnie się zajmuje był pobyt w Izraelu. Tam jako wolontariusz pracował u ogrodnika przy uprawie między innymi pomidorów, arbuzów, a także lilii wodnych. Była to ciężka harówka podczas której najbardziej ucierpiały ręce oraz twarz. Ukojenie dawały wyłącznie substancje pochodzące z natury, wytwarzane przez tamtejszych mieszkańców.
– Masła i oleje doskonale regenerowały zniszczoną skórę – wyjaśnia Gustaw Pansegruow. – To spotęgowało moje zaufanie do naturalnych składników.
Po latach różnych, międzynarodowych – jak to określa – doświadczeń wylądował w Londynie. Pracował jako menager niewielkiej firmy, a wieczorami wpadał do malutkiej kawiarni na kawę. Tam poznał pochodzącą z Augustowa Magdalenę, która też szukała swojego miejsca na ziemi.
– Zamieszkaliśmy w sercu tętniącego życiem miasta – wspomina kobieta. – Jednak z biegiem lat zaczęło nam to przeszkadzać. Tęskniliśmy za ciszą, spokojem. Kupiliśmy więc dom i przenieśliśmy się na obrzeża.
Tam też długo nie zagrzeli miejsca. Gdy na świat przyszły dzieci, zaczęli zastanawiać się nad kolejnymi zmianami, ponieważ – jak mówi pani Magda – czuli niedosyt. Wiedzieli, że nie są w stanie wszystkiego robić na sto procent.
– Z powodu pracy zaniedbywałam rodzinę i odwrotnie – tłumaczy. – Doszliśmy do wniosku, że nie chcemy prowadzić takiego życia, uczestniczyć w wyścigu, w szalonym pędzie, że czas to przerwać.
A że w międzyczasie Gustaw połknął bakcyla i ukończył kursy m.in. tworzenia kosmetyków organicznych uznali, że wrócą w rodzinne, rolnicze strony Magdy i zajmą się uprawą lawendy. Dlaczego właśnie tej rośliny? Powody były co najmniej dwa: wiedzieli, że to kwiat magiczny z którego można zrobić cuda. A poza tym, Gustaw bardzo dobrze ją znał. Lawenda jest bowiem bardzo popularna w RPA. Rośnie jak chwast, na każdej miedzy, przy drodze i w ogródkach.
– Nie ukrywam, że strach przed przyszłością w kraju gdzie rozmawia się w nieznanym mi języku niejednokrotnie spędzał sen z powiek – przyznaje Gustaw Pansegrouw. – Z drugiej strony, w głębi ducha wiedziałem, że jeśli nie spróbuję, to zawsze będę tego żałował. Spróbowaliśmy, skoczyliśmy na głęboką wodę.

Słońce zachodzi lawendą

Do Świderka, niewielkiej wsi w augustowskiej gminie jedzie się wąską, wylaną asfaltem trasą. Na końcu osady znajdują się dwa gospodarstwa. Po lewej stronie drogi mieszka rolnik, który hoduje spore stado krów. Po prawej Magdalena i Gustaw Pansegruow od dwóch lat uprawiają lawendę.
– Miejscowi przyjęli nas życzliwie – wspomina gospodyni. – Ale do planów związanych z uprawą podchodzili z rezerwą. Co wy z tą lawendą? – pytali kręcąc głowami.
Dziś już dziwią się mniej. Opowiadają, że z plantacji ładnie pachnie, a wieczorem gdy nad znajdującym się obok zagonu stawem słońce zachodzi kolorami lawendy nie mogą oderwać od niego wzroku.
– Rzeczywiście, miejsce to inspiruje, buduje i łączy – przyznaje gospodarz. – To taki mały raj między dziką świeżością Doliny Rospudy, a Biebrzańskimi Bagnami.
Uprawa lawendy, jak mówią, nie wymaga zbyt wiele zachodu. Roślina jest wieloletnia, a niektóre odmiany bardzo dobrze radzą sobie w naszych warunkach klimatycznych. Kwitnie dwa razy w roku i wtedy bolą ręce oraz plecy, bo żniwa są od rana do nocy. Kwiaty należy ciąć szybko, aby się nie osypały. Pansegrou-wowie robią z nich malutkie bukieciki i wieszają pod dachem tarasu. Przeznaczają je do dekoracji, albo do produkcji lawendowego suszu, który posiada wielorakie zastosowanie. Ot, choćby można przygotować orzeźwiającą kąpiel, czy suszone, fioletowe kwiatki wykorzystać w kuchni.
– Lawendy z naszego pola jeszcze nie możemy używać do produkcji kosmetyków, które wytwarzamy w przydomowym laboratorium – tłumaczą. – Wcześniej musimy uzyskać stosowne certyfikaty, które potwierdzą, że roślina posiada odpowiednie parametry, spełnia surowe wymagania. Zabiegamy o to, jesteśmy przekonani, że nasze kwiaty są najlepszej jakości.
A póki co do wytworzenia olejków do ciała, mydełek, balsamów czy świec używają olejków eterycznych produkowanych za granicą. Najbardziej aromatyczna jest lawenda angielska.
– Nie jesteśmy fabryką, biznesu z tego nie ma – podkreśla pan Gustaw. – Ale gdyby chodziło tylko o pieniądze, zostalibyśmy w Londynie. Natomiast my chcemy realizować swoje pasje, żyć blisko natury i tworzyć oryginalne preparaty, które nie tylko dbają o skórę, lecz także oddziałowują na zmysły siłą aromaterapii.

Z lawendą o lawendzie

Czy w podaugustowskim Świderku powstaną kolejne plantacje lawendy, trudno powiedzieć. Magdalena i Gustaw Pansegrouwowie mówią, że ich fioletowy zagon przy drodze cieszy się coraz większym, zainteresowaniem. Do Świderka przyjeżdżają wypoczywający w rejonie letnicy, seniorzy i młodzież z okolicznych szkół. Ale właściciele plantacji zwiększać jej nie planują. Przynajmniej w najbliższym czasie.
– Teraz chcielibyśmy zająć się edukacją – zdradza plany gospodyni. – Myślimy o organizowaniu warsztatów podczas których moglibyśmy pokazać ludziom, że warto sięgać po naturalne kosmetyki, że można je zrobić domowym sposobem bez zbędnych wypełniaczy.
Do tego typu spotkań potrzebna jest choćby duża, drewniana wiata, która mogłaby stanąć nad brzegiem stawu. A goście pod dachem utkanym bukiecikami z lawendy mogliby usiąść z kubkiem aromatycznej, może lawendowej herbaty o zbawiennym działaniu na skołatane nerwy, patrzeć na zagon lawendy i godzinami gawędzić o lawendzie.

Zobacz koniecznie: Jesteś na L4? Spodziewaj się kontroli ZUS

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na augustow.naszemiasto.pl Nasze Miasto