Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Święte Miejsce koło Raczek. W kapliczce błagają o cud, a w wodzie spełniają się marzenia

Helena Wysocka
Helena Wysocka
Przepływająca przez Święte Miejsce Jałówka nie dość, że zmienia swój bieg, to jeszcze ma cudowną moc. W przeszłości kąpał się w niej kto tylko mógł. Chorzy, by ulżyć cierpieniu i zdrowi, by choroba nigdy ich nie dopadła. Dziś wielu wciąż moczy w tej rzeczce nogi.

Podobno tym, którzy wejdą do Jałówki, spełniają się wszystkie życzenia – mówi Wojciech Stankiewicz, nadleśniczy ze Szczebry (w pow. augustowskim) troszczący się o porządek na uroczysku. – Słyszałem, że kobiety, które wcześniej miały problem z potomstwem, po zamoczeniu stóp w rzece zachodziły w ciążę. Ile w tym prawdy, nie wiem. Tak opowiadają. Pewne natomiast jest to, że miejsce ma ogromną wartość historyczną oraz emocjonalną.

Najlepiej to widać po zapiskach w grubym brulionie, który leży na półce w stojącej przy rzece drewnianej kapliczce. Znaleźć tam można tysiące próśb o pomyślność, zdrowie i dostatnie życie dla najbliższych, ale nie tylko. Kilka dni temu pani Krystyna wpisała prośbę o ratunek dla narodu i oddalenie pandemii. Kobieta przyjechała do podraczkowskiego lasu aż z Bytomia. Z kolei mieszkaniec Gdańska prosił o „mądrość narodu”. Co miał na myśli, nie sprecyzował.
Ale poza przyjeżdżającymi tu z modlitwą pielgrzymami, trafiają tu też wandale. Demolują kapliczkę, niszczą ledwo już trzymające pion drewniane krzyże i okalający je płotek. Z kolei właściciele położonych wokół kapliczki gruntów, od paru miesięcy próbują ugrać coś na miejscu kultu dla siebie, domagając się opłaty za wejście na ich ziemię.

– Szkoda, że rozwalającego się mostu nie ma komu naprawić – mówi nie bez żalu mieszkanka pobliskiego Koniecboru.
A nadleśniczy Stankiewicz dodaje, że śmieci też nie ma komu zbierać. – Jedni przyjeżdżają modlić się, a drudzy rozrzucają pampersy i butelki po okolicznych krzakach. Czasem aż żal na to patrzeć.

Przyjeżdżają po cud

Święte Miejsce znajduje się nad Rospudą, w Puszczy Augustowskiej. Aby tam dojechać trzeba kierować się na Raczki, a dalej wypatrywać tabliczek, które wskazują leśny, dziurawy trakt. Uroczysko to kilka ogrodzonych starym płotem krzyży, drewniane świątki i niewielka kapliczka. Też drewniana, której ściany od wewnątrz obwieszone są obrazami świętych, różańcami i krzyżykami. Jest ich tak wiele, że aż trudno zliczyć. Drzwi do kapliczki są zawsze otwarte, a stromymi schodkami można wejść na pięterko, gdzie również na ścianach próżno by szukać wolnego miejsca. Obrazek wisi przy obrazku, a na nich różańce. To dary wiernych, którzy przyjechali do uroczyska w nadziei na cud. Czy go doznali, mieszkańcy okolicznych wsi takiej wiedzy nie mają.

– Owszem, widzimy jak zjeżdżają tutaj z całego kraju – opowiadają w Koniecborze. – Czasem o drogę pytają, nieraz o to, czy ktoś mieszkający na Suwalszczyźnie był uzdrowiony. Obmywają twarze w wodzie, nabierają jej do butelek i wracają do domów. Co dalej? Jeśli wierzyli, pewnie pomogło.

Kaplica znajduje się pośrodku niewielkiej polany, wśród starych drzew, nad brzegiem krętej Rospudy i w pobliżu malutkiej rzeczki Jałówki, która łączy Rospudę z jeziorem. Mówi się też, że Jałówka potrafi zawracać swój bieg. Na uroczysku uwagę przykuwa duży krzyż, a na nim miedziana tabliczka, którą wykonał nieżyjący już proboszcz parafii w Janówce i pasjonat historii ks. Antoni Kochański. Duchowny tropił ślady Jaćwingów i napisał na tabliczce, że ów krzyż został postawiony w 1283 roku na pamiątkę ich chrztu. Twierdzi, że sakrament przyjęło wówczas około 1600 dusz i w obawie przed prześladowaniami ze strony niechrzczonych Jaćwingów wyemigrowali z tych terenów. Ale regionoznawcy i historycy tezy tej nie potwierdzają. Historyk Wojciech Batura przypomina, że na części spróchniałego krzyża widniała inna, znacznie późniejsza data – rok 1857.

– Proboszczowi zawdzięczamy oficjalne uznanie tego miejsca za godne nabożeństw katolickich – precyzuje.

Od kiedy miejsce uznawane jest za święte, trudno powiedzieć. Historycy dotarli do dokumentów biskupa wigierskiego, który w 1811 roku zalecał dziekanowi augustowskiemu, aby „część zabobonną w parafii szczeberskiej na miejscu uroczysko Jałówka przy pniu sosny oddawaną starał się usunąć wyprowadzając lud z omamienia, w którym pozostaje”. Oczywiście, zalecenia biskupa na niewiele się zdały. Potępiany przez kler kult nie tyle nie upadł, co się nawet nie zachwiał.

Matka Boska na drzewie

Historii Świętego Miejsca jest tyle, co opowiadających ją ludzi. Według jednego z podań, słynącej z ogromnej pobożności dziewczynie, pasącej bydło nad Rospudą, ukazała się na okazałym dębie Matka Boska. Wiadomość o tym szybko się rozniosła po okolicy i ludzie zaczęli tłumnie odwiedzać cudowne miejsce, wydeptywać okoliczne łąki i przy okazji niszczyć małe sadzonki drzew, co nie spodobało się miejscowemu gajowemu. Mężczyzna pewnego dnia zdenerwował się, ściął to drzewo i puścił je do rzeki w nadziei, że pozbędzie się raz na zawsze kłopotu. Ale rozłożyste konary dębu sprawiły, że nie ruszył on z miejsca.
Ta historia też była różnie opowiadana. Niektórzy bowiem twierdzili, że obraz Matki Boskiej na dębie ujrzała nie pasterka, a miejscowy Żyd. Natomiast mężczyzna, który ściął święte drzewo, raz był w tych opowieściach leśnikiem, innym razem Niemcem, a nawet carskim generałem mieszkającym w Mazurkach. Kim by nie był, to podobno spotkała go za świętokradztwo zasłużona kara. Miejscowi mówią, że podczas ścinania dębu rozpętała się burza i piorun uderzył w pałac generała. Ogień strawił cały majątek.
Jedna z legend też głosi, że w Świętym Miejscu na Jaćwingów napadli Tatarzy. Zaatakowani schronili się przed napastnikiem na drzewie, a uratowała ich Matka Boska, która ukryła Jaćwingów pod swoim niewidocznym płaszczem. Wściekli agresorzy ścieli drzewo i chcieli je spalić, ale nie udało im się, bo tylko się tliło. Wrzucili więc je do wody sądząc, że spłynie z nurtem i też na próżno. Drzewo ciągle powracało na to samo miejsce. Wtedy wystraszeni Tatarzy sami wykonali nowy krzyż i ustawili go na środku polany. Od tego czasu mieszkańcy okolicznych wsi co roku, w dniu Świętego Jana, zbierali się w uroczysku i modlili. Składali ofiary i odbywali rytualne kąpiele. Obmywali się i chorzy, i zdrowi. Pierwsi, aby pozbyć się dolegliwości, a drudzy, by choroba ich nigdy nie dopadła. Wielu z nich moczyło swoje koszule w rzece, aby choroba na zawsze odpłynęła. Z kolei cierpiący na bóle głowy czy szyi mokrymi chustkami i szalikami obowiązywali stojące wokół kaplicy krzyże. A pod nimi układali dary – jaja, sery czy płótna. Zdarzało się też, że w drewniane krzyże wbijano pieniądze, które później zbierał do skarbonki kościelny lub organista z Janówki.
Jest jeszcze jedna opowieść dotycząca Świętego Miejsca. Otóż wiadomo, że w pobliżu dworu w Dowspudzie stała cerkiew. To raptem siedem kilometrów od Świętego Miejsca i stąd przypuszczenie, że krzyże stoją na miejscu cerkiewnego cmentarza.
– Obyczaj zostawiania naturalnych ofiar przy grobach i obwiązywania krzyży ręcznikami zachował się do tej pory przy obchodach święta zmarłych na Białorusi, szczególnie na Mińszczyźnie – podkreśla historyk Wojciech Batura.
Nie wiadomo jednak, czy aż tak daleko wożono by zmarłych. Być może gajowy z leśnictwa Rospuda miał rację mówiąc, że jakaś świątynia znajdowała się na terenie obecnego Ślepego Jeziorka. Ale zapadła się pod ziemię i w jej miejscu pojawiła się woda. Dziś, gdy dzwonią na sumę w raczkowskim kościele, to siedzący nad jeziorkiem podobno słyszą wydobywający się z głębokiej toni dźwięk dzwonów.
Mówi się też, że tajemnica Świętego Miejsca tkwi w zupełnie czym innym. Że kiedy przybity wojennymi zawieruchami lud szukał gdzie tylko się da oznak nadziei i łaski Bożej, dostrzegł ją w niepojętym zjawisku. W tym, że malutka rzeczka Jałówka jak na zawołanie potrafi zmieniać swój bieg.

Oaza dla kajakarzy

Dziś Święte Miejsce pełni kilka funkcji. Jest miejscem kultu i uroczym zakątkiem, który przyciąga tysiące turystów z całego kraju i zza granicy. Co roku 24 czerwca zjeżdżają tu na odpust mieszkańcy okolicznych wsi. Modlą się nad rzeką i wracają do domów. Ale zawsze ktoś zostanie dłużej, by obmyć w wodzie twarz albo schłodzić strudzone stopy.
Uroczysko jest także miejscem wytchnienia dla kajakarzy, którzy często zatrzymują się w zakolu Rospudy na biwak. Ale w minionym roku wokół kapliczki pojawiły się ostrzeżenia, że to teren prywatny, a kajakarze opowiadali, jak zza drzew wyskakiwała kobieta i domagała się opłaty za przybicie do brzegu. Przy okazji oferowała kawałek ziemniaczanej babki. Też za pieniądze.
– Z powodu turystów musiałem zaniechać uprawy pola, które z dziada pradziada należało do mojej rodziny – mówi właściciel położonej za drogą polany. – Dlaczego? Łąka była zniszczona, a wszędzie pełno śmieci. Nie dało się kosić trawy.
W nadziei, że łatwiej będzie sprzątać, postawił trzy altany. Ale, mówiąc szczerze, niewiele to dało. – Rzeczywiście, problem z utrzymaniem porządku na uroczysku jest i to bardzo duży – przyznaje nadleśniczy Stankiewicz. – Czasem aż trudno sobie wyobrazić jak wygląda polana po wizycie gości.
Święte Miejsce to trudna do utrzymania atrakcja. Grunt jest pokrojony na kawałki, a każdy ma innego właściciela. Na przykład drewniany most, który wymaga bardzo pilnego remontu, należy do gminy Augustów. Są jeszcze tereny Wód Polskich, Lasów, no i osób prywatnych. Wykonanie czegokolwiek wymaga wielu czasochłonnych uzgodnień z właścicielami.
Kaplica stoi na gruncie Lasów Państwowych, a te opłat nie pobierają. A wiecie dlaczego Jałówka zmienia swój bieg? Fachowcy twierdzą, że dzieje się tak pod wpływem silnego prądu Rospudy.

Czym jest długi COVID-19?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na augustow.naszemiasto.pl Nasze Miasto