Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak podlaski rolnik Grzegorz znalazł w telewizji Dorotkę

msi
Fremantle Media Polska
Choć na brak zainteresowania ze strony płci pięknej nigdy nie narzekał, to za swoją drugą połówką postanowił rozejrzeć się w telewizyjnym programie „Rolnik szuka żony“. I nie żałuje. Bo znalazł kogoś, do kogo serce bije szybciej. Ale czy Dorota zostanie jego żoną, to pokaże czas.

Grzegorz Toczyłowski prowadzi gospodarstwo rolne w powiecie augustowskim, choć - jak przyznaje - jako młody chłopak wcale nie marzył o tym, by spędzić życie na ojcowiźnie.

- Owszem, ciągnęło mnie do maszyn, do mechaniki, ale do rolnictwa to już niekoniecznie - wyznaje 31-latek. - No ale życie tak się ułożyło, że to ja - jako najstarszy syn - musiałem przejąć gospodarstwo. Z czasem, jak pojawiły się dotacje unijne, udało mi się rozwinąć moje rolne „przedsięwzięcie“ i tak już gospodarzę 10 lat.

Grzegorz prowadzi średniej wielkości gospodarstwo, w którym uprawia trawy i kukurydzę. Zajmuje się głównie hodowlą bydła mlecznego. Przyznaje, że najgorsze jest poranne wstawanie do obrządku, ale na swoje życie, ani pracę nie narzeka.

- Teraz do dyspozycji jest tyle maszyn, które bardzo ułatwiają życie, że pracy fizycznej jest coraz mniej - opowiada z uśmiechem. - Pracy mam najwięcej latem, kiedy zaczyna się sezon zbiorów kiszonek. Ale zawsze staram się mieć czas, żeby pojechać do rodziny, by spotkać się ze znajomymi i wyjść do kina. Wcześniej regularnie jeździłem też na siłownię i planuję do tego wrócić.

Grzegorz ukończył zaocznie studia na Politechnice Białostockiej, na wydziale mechaniki i budowy maszyn - specjalność: inżynieria w logistyce. Do Białegostoku dojeżdżał w weekendy, usiłując pogodzić pracę na roli z nauką. Zdobył tytuł inżyniera i trochę żałuje, że nie kontynuował kształcenia, by jeszcze zrobić magisterkę.

- Bo w życiu różnie bywa, a tytuł magistra to zawsze coś - tłumaczy. - Nie wykluczam więc, że jeszcze wrócę na uczelnię, by zdobyć magistra. Jak człowiek ma pełne studia, to jednocześnie ma większe możliwości rozwoju, i to w różnych kierunkach. Ja nie lubię w życiu łatwych dróg i zawsze stawiam sobie wysoko poprzeczkę. Nawet, gdy wymaga to ode mnie wielu wyrzeczeń.

Podobnie zresztą jest i z jego podejściem do kobiet. Choć na brak zainteresowania ze strony płci pięknej nigdy nie narzekał, to jeszcze nie udało mu się trafić na tę „jedyną“.

- Bo w tej kwestii też jestem wymagający - śmieje się Grzegorz. - Zawsze stawiałem sprawę jasno: chcę by moja dziewczyna, a później żona, wprowadziła się do mnie i byśmy mogli razem dzielić radości i trudy życia. A tymczasem w naszym społeczeństwie panuje przekonanie, że życie na wsi jest bardzo ciężkie i że jedyne, co kobietę tu czeka, to trudy pracy na roli.

Owszem, czasami spotykał dziewczyny, które deklarowały, że kochają wieś i nawet były gotowe na niej zamieszkać. Ale jeżeli chodzi o pracę na wsi, to tu już pojawiał się problem.

- No a przecież to wcale nie jest takie trudne - przekonuje Grzesiek. - Już mało kto ręcznie doi krowy, bo ludzie mają dojarki. A muszę przyznać, że w przeszłości spotykałem kobiety, które mówiły mi, że jestem fajnym chłopakiem, ale perspektywa pracy na gospodarstwie zbyt jest przerażała, byśmy mogli być razem.

Sam nie miał śmiałości, więc siostra przejęła inicjatywę

Program „Rolnik szuka żony” Grzesiek oglądał od pierwszej edycji. Z zapartym tchem śledził losy bohaterów i często przychodziło mu na myśl, że wielu z nich zmaga się z podobnym jak on problemem - jak znaleźć dziewczynę, która chciałaby razem prowadzić gospodarstwo i szczerze pokochać drugą osobę. Nigdy jednak nie miał śmiałości, by wysłać swoje zgłoszenie do telewizji.

- Chociaż znajomi coraz częściej podsuwali mi ten pomysł, że może warto spróbować - wyznaje. - Jednak ja uważałem, że nie mam żadnych szans, aby się tam dostać, a tym bardziej otrzymać jakikolwiek list od kobiety.

Przełom nastąpił rok temu. Kiedy w święta Bożego Narodzenia usiadł z rodziną do stołu, akurat leciał specjalny, świąteczny odcinek jego ulubionego programu „Rolnik szuka żony” i pojawiła się informacja, że planowana jest kolejna edycja.

- I moja młodsza siostra, niewiele myśląc, od razu weszła na stronę internetową, wypełniła ankietę, dodała moje zdjęcie i zapytała, czy może wysłać moje zgłoszenie - wspomina rolnik ze śmiechem. - Zgodziłem się, ale wtedy nawet przez myśl mi nie przeszło, że rzeczywiście mogę zostać zakwalifikowany.

Potem już wszystko potoczyło się bardzo szybko. Dostał telefon z telewizji, że znalazł się w „dziesiątce” uczestników, po czym została nakręcona jego „wizytówka”. Ku własnemu zdumieniu otrzymał bardzo dużo listów od kobiet i znalazł się w finałowej „piątce” rolników, którzy na oczach milionów telewidzów szukali żon.

Emitowane w telewizji wizytówki nagrywane były wiosną br.

- Przed kamerą nie czułem absolutnie żadnego stresu - wspomina Grzegorz. - Cała ekipa programu była bardzo przyjaźnie nastawiona i zawsze można było liczyć na czyjeś wsparcie. Z góry sobie założyłem, że w tym programie będę sobą, że nie chcę nikogo udawać. Zachowywałem się więc tak, jak na co dzień. Liczyłem, że jeżeli będę szczery i prawdziwy, to na pewno któraś z kobiet to odwzajemni i pokaże się z takiej samej, prawdziwej strony.

Wizytówki rolników zostały pokazane w TVP1 w czasie świąt wielkanocnych. Od kwietnia więc Grzegorz niecierpliwie czekał na listy od pań, którym spodobała się jego autoprezentacja w telewizji. I jakież było jego zdziwienie, kiedy został dosłownie zasypany pocztą. Wszystkie listy zresztą przechowuje do tej pory.

- Jedyną rzeczą, jakiej się obawiałem, to brak szczerości piszących do mnie pań - wyznaje. - Bo wcześniej bywało, że do programu zgłaszały się kobiety, które chciały się tylko wylansować, a nie po to, by poznać kogoś na stałe. Na szczęście ja na takie nie trafiłem.

Choć - jak przyznaje - z jego udziałem w programie wiążą się też przykre chwile: - Po odcinku, w którym zostały pokazane moje „zapoznawcze” spotkania z kobietami, wylała się na mnie fala hejtu - wspomina.

Internauci zarzucali mu, że nie był w stanie ukryć zaskoczenia, gdy na własne oczy zobaczył niektóre z pań, które do niego napisały. I że zachował się nie fair.

- Bo i rzeczywiście byłem zaskoczony wyglądem niektórych kobiet - wyjaśnia rolnik. - Wyglądały one bowiem zupełnie inaczej niż na zdjęciach, które mi wcześniej przysłały. Mało tego, jedna z kobiet zataiła przede mną fakt, że ma dziecko. To nieuczciwe. Ja nie mam sobie nic do zarzucenia. Uważam, że postąpiłem słusznie mówiąc im, że w swoich listach do mnie powinny być szczere tak, jak ja byłem w mojej wizytówce. Pokazałem siebie takiego, jakim jestem, bez żadnego upiększania. Na szczęście wiele osób podzielało moje zdanie, więc spotkałem się też i ze wsparciem ze strony internautów.

Hejt i - delikatnie mówiąc - mało pozytywne opinie internautów na temat udziału Grzegorza w programie pojawiały się jeszcze potem, co jakiś czas. On jednak postanowił się tym nie przejmować.

- Jeżeli ktoś decyduje się na występowanie w telewizji, to chyba musi się z tym liczyć - kwituje 31-latek. - Dla mnie najważniejsze było zdanie mojej rodziny i znajomych, a przede wszystkim własne sumienie i pewność, że postąpiłem zgodnie z samym sobą. Jeżeli oni powiedzieliby mi, że w jakiejś sytuacji źle postąpiłem, to starałbym się to naprawić lub zmienić. Ale opiniami ludzi, którzy mnie nie znają , a jedynie widzą przez kilka minut na ekranie swojego telewizora, w ogóle się nie przejmuję.

Trzy kobiety i pięć dni

Ostatecznie spośród sterty listów wybrał trzy i to ich autorki zaprosił do swojego domu. Monika, Martyna i Dorota spędziły u niego 5 dni.

- Poznawaliśmy się zarówno przed kamerami, jak i poza nimi, bo przecież ekipa telewizyjna nie towarzyszyła nam 24 godziny na dobę - wyjaśnia z uśmiechem. - Starałem się każdej z pań poświęcić tyle samo czasu i na tym etapie nie faworyzować żadnej z nich. Każdej chciałem dać taką samą szansę. Muszę zresztą przyznać, że wtedy jeszcze sam nie wiedziałem, jaką decyzję podejmę, którą z pań wybiorę. Każda z tych trzech dziewczyn jest naprawdę bardzo mądra, inteligenta i - co dla mnie równie ważne - zaradna. Z każdą z nich znakomicie mi się rozmawiało.

Zgodnie z formułą programu, z każdą z tych trzech pań Grzegorz musiał pójść na romantyczną randkę.

Czytaj również:Poparcie mieszkańców motywuje mnie do pracy, mówi Radosław Wawiórko, wójt gminy Bargłów Kościelny. Zobaczcie co o nim wiemy

- Bardzo mi zależało, aby te randki były dla nich wyjątkowe, by mogły je na zawsze zapamiętać - przyznaje 31-latek. - Nie spodziewałem się natomiast, że i dla mnie jedna z tych randek okaże się wyjątkowa, że serce mi mocniej zabije... Dokładnie w tamtym momencie poczułem, że już wiem, jaki będzie mój wybór - wspomina z uśmiechem.

Poinformowanie pań o swoim wyborze nie było łatwe. Każda z nich bowiem wyznała, że chce zostać przez niego wybrana jako ta „jedyna”. - Była to dla mnie trudna sytuacja. Wcześniej myślałem, że może którejś z kandydatek po prostu się u mnie nie spodoba i to rozwiązałoby sprawę. Ale tak się nie stało - opowiada Grzegorz.

Sylwestra spędzi z Dorotą

Dziewczyną, do której mocniej zabiło serce Grzegorza, okazała się Dorota. Wcześniej mieszkała ona w Szkocji, ale tej wiosny przyjechała do Polski, by spędzić z rodziną święta wielkanocne. Kiedy w zobaczyła w telewizji wizytówkę Grześka, od razu napisała do niego list i już została w Polsce.

-Święta chyba mają szczególną moc, bo i w moim, i w jej życiu wiele zmieniły - uśmiecha się Grzegorz. - W tym roku świąt Bożego Narodzenia jeszcze razem nie spędzimy, ale za to mamy w planach wspólnego sylwestra! - podkreśla.

Jako że Grzegorz ma obowiązki w swoim gospodarstwie, Dorota zadeklarowała, że to ona do niego przyjedzie, by wspólnie powitać Nowy Rok. On już raz odwiedzał ją w jej rodzinnym domu w województwie podkarpackim i - jak zapewnia - świetnie się tam czuł.

- Poznałem całą rodzinę Doroty i zostałem przez nią bardzo ciepło przyjęty, co zresztą można było zobaczyć w telewizji - mówi. - Zostałem zresztą wtedy jeszcze dzień dłużej po telewizyjnych nagraniach, aby móc ich lepiej poznać i oczywiście, aby oni poznali mnie. W planach mam kolejne odwiedziny, ale nie ma co ukrywać, że odległość stanowi pewien problem, bo między moim, a Doroty domem jest ponad 650 kilometrów.

Grzegorz i Dorota od początku świetnie się dogadują.

- Ale chciałbym zastrzec, że - wbrew krążącym w internecie plotkom - nie mamy jeszcze wyznaczonej daty ślubu - śmieje się 31-latek. - Rozmawiamy o tym, ale decyzję podejmiemy dopiero wtedy, kiedy oboje będziemy na to gotowi. Na razie znamy się zbyt krótko. Nie należę do mężczyzn, którzy oświadczają się po miesiącu znajomości.

Grzegorz podkreśla, że jest zadowolony z tego, że wziął udział w programie „Rolnik szuka żony”. Poza tym bowiem, że znalazł w nim miłość, to jeszcze poznał wielu ciekawych ludzi oraz... stał się rozpoznawalny.

- To wcale nie było mi potrzebne, ale okazało się bardzo miłe - tłumaczy. - Teraz gdzie bym się nie pojawił, to podchodzą do mnie obcy ludzie, ściskają, gratulują i życzą szczęścia. W oczy jeszcze nikt nigdy nie powiedział mi nic przykrego. Spotykam się z ogromną życzliwością, a na dodatek wciąż otrzymuję listy od kobiet. Zdarzyło się nawet, że jedna z pań pokonała setki kilometrów, aby dotrzeć do mojego domu i mnie poznać. Czytam te listy, ale zaznaczam, że nigdy na żaden z nich nie odpisałem, bo moje serce zajęła już Dorotka - mówi z uśmiechem.

Tu oglądasz: Koniec L4. Czas na e-zwolnienia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na augustow.naszemiasto.pl Nasze Miasto